środa, 25 listopada 2009

Daję radę

Choć nie jest lekko. wiję gniazdo, na razie w myślach. Uczę się i powtarzam, na głos, żeby zagłuszyć głos doktora Lubicza dobiegający zza ściany. Szlag mnie trafi z tymi sąsiadami. Może jednak dom zamiast mieszkania? Dom na jakimś cholernym zadupiu, z dala od cywilizacji?
Szukam.
W piątek idę izolować DNA z bakterii. Biedne gronkowce, zostaną przeze mnie zabite, by ukoić moją ciekawość.

piątek, 20 listopada 2009

Polska, Polska

Jest ostatnio słoneczna. Tydzień temu wyłam o słońce, bo ja ciągle mam wrażenie, że po dalekich przodkach odziedziczyłam chloroplasty i bez słońca po prostu zginę... Ginęłam więc przez ponad tydzień, a teraz się regeneruję. Przy otwartym balkonie chłonę wiosenne powietrze. Szaleństwo, wiosna w listopadzie, a jednak ten zapach przypomina mi późny marzec, kiedy wiem, że wiosna tuż-tuż.
Nie złoszczę się na słonko świecące mi prosto w monitor, nie złoszczę się, że znowu za ciepło się ubrałam. Bo jutro wszystko może się zmienić i znów będę marudzić, że żyję jak kret.