niedziela, 5 lipca 2009

Niedziela - Casco Viejo - Stare Miasto

Spacer po starszej części Bilbao zaczęliśmy około 14-tej. Z jednej strony był to dobry pomysł, bo uniknęliśmy skwaru, ale z drugiej - ważna informacja, której nie doczytaliśmy - kościoły mają sjestę od 14 do 17, zaś muzea w niedzielę są czynne tylko do 14. Dobrze, że przed nami jeszcze masa czasu na zwiedzenie Bilbao:)
Wysiedliśmy na Satutxu, skąd dotarliśmy najpierw do maleńkiego klasztoru karmelitów:


Potem zaczął się spacer do Basilica de Begona - było trochę pod górkę, ale ostatecznie udało się. Tyle, że bazylika miała właśnie przerwę. Poza tym, rośnie tam pełno drzew i ciężko ją sfotografować w całości.


Poszliśmy zatem na uroczy plac Jana XXIII. Tu pośród kwiatów i zieleni mogliśmy odpocząć na jednej z ławek. Niewielu tu ludzi, czuliśmy się przez większą część wycieczki, jak w opuszczonym mieście.


Z góry rozciągał się uroczy widok na miasto, góry i jeden z hoteli (rodzino, przybywaj!). Byliśmy bardzo wysoko, ale słoneczko dogrzewało mocno. Miasto jest położone uroczo, pomiędzy górami. Zabudowany jest chyba każdy metr kwadratowy.


Niestety, trzeba było schodzić. Po 213 schodach. Podobno, bo ja mam dziwne wrażenie, że było ich z tysiąc. Męczące to i bez dobrych butów nie polecam się tam wybierać.


Ja oczywiście często odpoczywałam, siadając na czym się dało i rozglądając dookoła. Można było dostrzec ciekawe rzeczy. Przystanek na polance zaowocował takim oto wspaniałym widokiem na miasto:


Potem doszliśmy do Placu Nowego, gdzie był mini-targ (głównie książki) i brzydki zapach (ach, Hiszpanie się nie cackają i w knajpach zużyte chusteczki, serwetki i papierosy rzucają na ziemię! Dlatego wieczorem bary są usiane kilkucentrymetrową warstwą brudów.). Niestety, zapiekanek tam nie mieli, poczułam, że to nie Kraków jednak.


Kolejne posiedzenie na schodach gotyckiej Katedry Santiago, pochodzącej z XII lub XIII wieku, która oczywiście też była zamknięta:


Chcieliśmy koniecznie znaleźć jakąś knajpkę, żeby poczekać przy kawie na koniec kościelnej sjesty. Ale nic z tego - otwartych było tylko kilka, a ludzie nie mając gdzie siedzieć, stali i pili piwo w tych ciasnych uliczkach starego miasta. O tym, że w pobliżu jest czynny bar, informował hałas, śmiech i delikatny zapach piwa.
Dlatego postanowiliśmy wrócić do mieszkania, a drugi raz zaatakować stare miasto w bardziej dogodnym czasie.


0 komentarze:

Prześlij komentarz