sobota, 4 lipca 2009

Sobota - Guggenheim Muzeum

Mieści się niedaleko przystanku Museo (ale nazwa przystanku pochodzi od innego muzeum, w którym jeszcze nie byliśmy). Użyteczna informacja:jeśli chcecie, aby autobus wam się zatrzymał na przystanku, musicie albo na niego pomachać, jeśli chcecie wsiąść (wsiadamy przednimi drzwiami, kasujemy bilet - instytucja kanara nie ma tu chyba racji bytu), albo nacisnąć przycisk w środku, jeśli chcecie wysiąść (środkowe drzwi). Wygląda na to, że wszystkie albo większość przystanków jest tutaj na żądanie.
Wstęp do muzeum kosztuje 7.50 dla studentów, 13 dla dorosłych - ceny mogą być zmienne, zależnie od ekspozycji.
Deszczowo dziś było, stąd ograniczyliśmy się do zwiedzania wnętrz. Muzeum jest ogromne, poświęciliśmy mu sześć godzin. W środku - sztuka nowoczesna. Na pierwszym poziomie ciekawe kompozycje z użyciem diod LED, wyświetlające słowa, frazy i zdania w kilku językach, warto na chwilę się zatrzymać, dając sobie szansę na obserwację wielu efektów. Wiszące samochody, i kompozycja zatytułowana Matter of Time, która według mnie nie przedstawia nic, za to bardzo podobała się Szymonowi.
Rada: nastawiać należy się na dziwne muzeum, sztukę nowoczesną, a nie oglądanie zabytków. Może być szokujące.
Na poziomie 1 znajduje się urocza kawiarnia, z bardzo mocną kawą i pysznymi kanapkami oraz przekąską quiche.
Jest tu też część z działami stworzonymi przez dzieci, a także ciemne pomieszczenia, gdzie można obejrzeć teledysk Jacksona, Nirvany i jakiegoś zespołu postpunkowego.

Poziom drugi sponsorują mieszkańcy Azji - duża część autorstwa Cai Guo-Qiang, rzeźby (rozpadające się) i pokazujące Chiny w czasie rewolucji kulturalnej... I piękna, wspaniała, zachwycająca część - malunki z użyciem prochu strzelniczego oraz filmy pokazujące używanie tego prochu na większą skalę (dały twórcy podwaliny pod przeniesienie wszystkiego na płótno). Jest też spory obraz i pokaz filmowy z otwarcia igrzysk w Pekinie. Piękne stopy w powietrzu, symbolizujące kolejne olimpiady, świetny efekt, kiedy krok po kroku stopy zbliżają się do stadionu...

Trzeci poziom - obrazy - imprsjonizm, ekspresjonizm, surrealizm. Niektóre zabawne. Przy innych można stać i gapić się, a i tak nie wiadomo, gdzie góra, a gdzie dół (trzeba zaufać tym, którzy wieszali je na ścianach). Jeden obraz Picasso. Nie wiem, gdzie w takim razie jest reszta. Kiedyś zwiedzę wszystkie galerie i znajdę.
Dalej filmy - jeden o kimś, kto zorganizował napad na bank 30 lat temu, a teraz o tym opowiada. Nawet podobno film o tym kimś powstał. Nie zrozumiałam, o co chodzi twórcy. No ale, Sztuka...

Ogólnie -warto było wejść, chociaż spodizewałam się czegoś innego. Byłam zaskoczona na każdym kroku. Dużo telewizji, dużo dziwacznych dzieł, które dla mnie nie są ani piękne, ani zachwycające, ani niecodzienne (ściana wylepiona reklamówkami... hmm...).

Jeśli jutro będzie słońce, to jedziemy na plażę. Następna notka - o pogodzie i komunikacji miejskiej w Bilbao:)

0 komentarze:

Prześlij komentarz