niedziela, 12 lipca 2009

Santander


Pokaż/ukryj mini mapę

Z Bilbao do Santandera jest około 100 km. Nie przeszkadza to jednak klimatyzowanemu autobusowi dojechać tam w 70 minut (!). No cóż, najbardziej brakująca rzecz w Polsce - autostrady - są tam czymś tak powszechnym, że właściwie na nikim nie robią wrażenia. Przejazd kosztuje około 6,50 euro w jedną stronę. Trzeba się nastawić na dużo chodzenia - zrobiliśmy jakieś 12 km. Nie warto jechać tam przed 10 rano, ponieważ wszystko (poza plażą i parkiem przy pałacu) będzie pozamykane. Dodatkowo - trzeba dobrze zaplanować trasę, z uwagi na przerwę (sjesta?) w działaniu muzeów i innych atrakcji.

Santander to małe miasto, z pięknymi plażami, interesującymi zabytkami i pałacem, który jest podobno rezydencją letnią królów hiszpańskich. Nie wiem, żadnego nie widziałam. Na każdym rogu w tym miasteczku jest siedziba banku, wiadomo jakiego.

Zwiedzanie zaczęliśmy od Muzeum Sztuk Pięknych (w soboty czynne od 10 do 13, wstęp wolny). Warto tam wejść, jest kilka dzieł godnych uwagi. Na poziomie -1 jest wystawa grafik, która na mnie nie zrobiła wrażenia. Ale część obrazów na wyższych poziomach faktycznie porywa.

Kolejnym punktem wycieczki była katedra Iglesia del Cristo. Niestety, czynna tylko do 13 (potem odbywały się śluby aż do 17), więc nie udało nam się dokładnie przyjrzeć wnętrzom. Oceniliśmy je na raczej skromne, wręcz surowe. Trafiliśmy na ślub - a co ciekawe, większość gości tłoczyła się pod kościołem.

(kliknij na obrazek, aby zobaczyć na mini-mapie lokalizację miejsca)

Następnie poszliśmy przez ogrody De Pereda do punktu informacji turystycznej, gdzie udało nam się zdobyć mapę. Pani informator coś nam zawzięcie tłumaczyła - oczywiście, po hiszpańsku. Szymon oddał się przyjemności jedzenia gigantycznego loda, ja zaś odpoczywaniu na ławce i podziwianiu widoków.

Mijaliśmy także całą masę uroczych latarni, które bardzo przypadły do gustu mojemu mężowi. Wręcz ryzykował życiem, żeby dostać się do jednej z nich.


Metalowy samowar szczególnie spodobał się damskiej części wycieczki.

Idąc nabrzeżem (Paseo De Pereda) dotarliśmy do Planetarium (zamkięte w lipcu, jaka szkoda...), Pałacu Festiwali (darowaliśmy sobie próby wdarcia się do środka), a potem poszliśmy w kierunku Muzeum Morskiego (wg przewodnika miało być nieczynne, ale okazało się, że w soboty jest otwarte od 10 do 19.30. Wstęp - 6 euro dorośli, 4 euro młodzież). Warto! Na dole - akwarium - piękne ryby, 180 gatunków morskiej zwierzyny, rekiny. Chociaż to najsłabsze akwarium, jakie do tej pory widzieliśmy (do tego na Rodos i w Paryżu jednak się nie umywa...), potem oszliśmy wyżej, oglądać kości wieloryba, masę modeli statków i stateczków, wyposażenie kajut i tym podobne ciekawe rzeczy. Niestety, brakowało nam podpisów choćby po angielsku.

Kolejny punkt wycieczki to plaża Magdaleny. Tam zrobiliśmy sobie porządny postój, pożywiliśmy się kanapkami, zanurzyliśmy stopy w lodowatej wodzie i poszliśmy dalej, do Pałacu.


Pałac i Ogrody Magdaleny są intrygujące - głównie z uwagi na kontrasty. Przy pałacu skwar, a kilka metrów dalej - klif, przy którym bardzo mocno wieje chłodny wiatr znad oceanu. Można przysiąść na chwilę, ale wtedy dopada człowieka ekstaza - z jednej strony upał, z drugiej ten wiatr. Na dole przepaść, z prawej piasek, dookoła zieleń... Cudownie!


Pałac jest piękny, duży. Niestety, nie wpuścili nas do środka. Chyba odbywał się tam właśnie spęd bardzo ważnych ludzi.


W pobliżu widać było niewielką wysepkę, a na niej - morską latarnię.



A na końcu - oglądaliśmy foki, lwy morskie i UWAGA - pingwiny. Foki radośnie pluskały się w wodzie, pływając a to na grzbiecie, a to na brzuszku. Co chwila jednak wynurzały się, ku uciesze turystów. Bo czyż nie są urocze?


Wiem, że brzmi nienormalnie, oglądanie pingwinów w Hiszpanii w niejednej osobie wzbudzi śmiech. Ale owszem, były tam, i na dowód - zdjęcie:)


Podróż powrotna trwała długo i składała się głównie z przystanków na ławeczkach. Słońce dopiekało ostro, efekty czego mam na skórze. Szkoda, że nie udało się zobaczyć Muzeum Archeologiczngo (czynne do 13), Muzeum Walk Byków (do 14), oraz krypt w Katedrze. Ale może kiedyś tu wrócimy...

Bo kocham morze!



0 komentarze:

Prześlij komentarz